Artykuł

Hełm Dartha Vadera

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/He%C5%82m+Dartha+Vadera-101244
Moda modzie nierówna. Podobnie jak fetysz fetyszowi. Witajcie w wielkiej filmowej rekwizytorni. Bez tych przedmiotów i gadżetów – choć trudno w to uwierzyć – kino nie mogłoby się obyć.

Czy pojawienie się Dartha Vadera w początkowej sekwencji "Nowej nadziei" (1977) byłoby równie efektowne, gdyby Mroczny Lord nie nosił charakterystycznego nakrycia głowy?


"Nowa nadzieja"
Gdy w "Zemście Sithów" (2005) po przegranym pojedynku z Obi-Wanem Kenobim okaleczony oraz mocno podsmażony eks-Jedi (do niedawna znany jeszcze jako Anakin Skywalker) trafia na stół operacyjny; jego zdefragmentowane ciało zostaje zrekonstruowane w oparciu o cuda cybernetycznej protetyki. Jednym z kluczowych elementów tej sekwencji jest ujęcie przedstawiające montaż hełmu (z wbudowaną weń aparaturą podtrzymującą życie oraz ustrojstwem wspomagającym struny głosowe), po którym następuje pierwszy, mechaniczny oddech odrodzonego Dartha Vadera – postaci, od której George Lucas rozpoczął żmudne konstruowanie uniwersum "Gwiezdnych wojen". Czy jednak Lord Sith przechadzający się w wypolerowanym na wysoki połysk kasku przy wtórze "Marszu Imperialnego" byłby równie przerażający i fascynujący bez futurystycznego przyodziewku?

Przed zapuszkowaniem

W pierwszych, mocno szkicowych wersjach scenariusza "Nowej nadziei" pojawiała się co prawda postać generała Dartha Vadera, aczkolwiek pełniła rolę czysto ornamentalną, pozbawioną dramaturgicznego potencjału. Podobnie rzecz miała się z gustującym w czarnych tunikach i pelerynach adepcie ciemnej strony Mocy, księciem Valorumem. Na szczęście w kolejnych wariantach skryptu George Lucas postanowił połączyć obie postaci w jedną. Za opracowanie nowego wizerunku czarnego charakteru odpowiadał artysta konceptualny Ralph McQuarrie (mający w swoim dorobku także graficzne projekty R2-D2 czy C-3PO); to on nakreślił profil wysokiego mężczyzny, noszącego pod ciężkim płaszczem szaty przypominające ubiór beduińskich wojowników oraz ukrywającego swoje oblicze za jedwabną maską. Testując różne rozwiązania amerykański plastyk zasugerował młodemu reżyserowi, że Vaderowi zdecydowanie przydałby się pancerz (co miało nadać postaci bardziej militarny charakter) oraz zakrywająca dolną część twarzy maska, umożliwiająca bezpieczne przejście na pokład Tantive IV atakowanego przez szturmowców Imperium.

    
Darkseid / Dr Doom
Lucas chętnie przystał na propozycję, rozwijając razem z artystą wizję bardziej kompleksowej osłony ciała i głowy Czarnego Lorda. Superzłoczyńcy pokroju Doktora Dooma (Marvel) czy Darkseida (DC) byli jednym z kilku źródeł inspiracji, podobnie jak telewizyjny arcyłotr o ksywie Błyskawica rodem z serialu "The Fighting Devil Dogs" (1938). Początkowo hełm Vadera przypominał prototyp kasku zwykłego szturmowca. Jednak Lucas, będąc wielkim miłośnikiem tradycyjnych opowieści o samurajach (jidaigeki, skąd prosta droga do rycerzy Jedi), zaproponował, aby Darth nosił hełm będący krzyżówką japońskiego nakrycia głowy z niemieckim Stahlhelm. Zmianie uległ także wizerunek osłony twarzy, ewoluujący w stronę japońskiej maski, łączącej cechy trupiej czaszki z… psim pyskiem. Pracując nad czwartą wersją scenariusza, reżyser szukał motywu, dzięki któremu Lord Sith nie musiałby rozstawać się z tym fantastycznym uniformem. Wtedy też narodził się pomysł Pojedynku (wielką literą) Anakina Skywalkera z jego dawnym mistrzem, którego finał doprowadził do przemiany wielkiej nadziei Jedi w bezdusznego(?) cyborga. Podczas realizacji filmu Lucas zamierzał nawet uwzględnić kilka ujęć ukazujących detal maski Vadera, akcentując tym samym oczy żarzące się na tle spalonej skóry. Jednak współpracownicy George'a słusznie zauważyli, że taki koncept znacznie osłabi enigmatyczność oraz dramaturgiczny potencjał postaci.

Konstrukcja legendy

Zważywszy, że znaczną część materiału "Nowej nadziei" George Lucas realizował w angielskim kompleksie EMI-Elstree Studios, na planie nie mogło zabraknąć brytyjskich fachowców. Jednym z nich był ceniony projektant kostiumów John Mollo, który razem z Johnem Barrym (odpowiadającym za estetyczny wymiar powstającej produkcji) przygotował szczegółowe szkice dotyczące ubiorów oraz uzbrojenia bohaterów sagi, w tym samego Vadera.  Zlecenie wykonania pancerza, maski oraz hełmu Czarnego Lorda otrzymał angielski rzeźbiarz Brian Muir. Po zdjęciu gipsowego odlewu z twarzy i ciała kulturysty Davida Prowse'a (będącego głównym, choć nie jedynym odtwórcą roli Dartha) plastyk odcisnął makietę w glinie, kształtując przy pomocy dłuta kolejne elementy złowieszczego fizys. Podobnie jak oddzielnie rzeźbiona kopuła kasku osłona twarzy została wzmocniona włóknem szklanym oraz zanurzona w roztworze czarnego żelkotu.


David Prowse
Muir stworzył przełomowe dla swojej kariery dzieło – pomimo kilku drobnych niedopatrzeń jak asymetryczność maski czy jej zbyt duży rozmiar (aby trzymała się na twarzy aktora, trzeba było obić krawędzie rekwizytu gąbką). Koncept hełmu nie byłby jednak kompletny bez udziału Bena Burtta, specjalisty od efektów dźwiękowych, który – zmyślnie wykorzystując zwykły akwalung połączony z mikrofonem – opracował charakterystyczny sposób oddychania Vadera, stały i rytmiczny, a kiedy potrzeba – odpowiednio chropowaty, wręcz astmatyczny lub sugestywnie zimny i mechaniczny. Co ciekawe, początkowo motoryka Czarnego Lorda zakładała wykorzystanie szerokiej gamy efektów audialnych (wedle Burtta budzących skojarzenie z aparaturą rodem z ostrego dyżuru), jednak ograniczono je ze względu na fakt, że Vader w tym wydaniu był po prostu… zbyt hałaśliwy.

Po drugiej stronie maski

Ciemnoczerwone wizjery kasku Dartha z czasów "Nowej nadziei" sprawiały, że w pewnych scenach, przy odpowiednim oświetleniu, można dostrzec oczy Davida Prowse'a ukryte za przyćmionymi szybkami. Jednak wraz z "Imperium kontratakuje" (1980) ten aspekt hełmu został poprawiony, dzięki czemu smoliście czarne osłony gałek ocznych wzmocniły efekt obcości postaci, manifestującej swoje emocje wyłącznie za pomocą oszczędnej, choć zawsze wymownej gestykulacji, precyzyjnie rozgrywanym pojedynkom na świetlne miecze (popis szermierczego kunsztu olimpijczyka i choreografa Boba Andersona) oraz jedynemu w swoim rodzaju głosowi (o czym za chwilę).

Dzięki temu zabiegowi widz mógł się tylko domyślać, jakie uczucia malują się na obliczu Lorda Sitha w chwili, gdy zdradza Luke'owi prawdę na temat łączących ich więzów pokrewieństwa (jakże często błędnie cytowane "Nie, JA jestem Twoim ojcem"), kiedy w "Powrocie Jedi" (1983) telepatycznie dowiaduje się o tym, że posiada córkę oraz  – mój absolutny faworyt – gdy ostatecznie decyduje się uratować młodego Skywalkera poprzez zabicie Imperatora Palpatine’a, przypieczętowując tym samym swój los, ale zyskując szansę na odkupienie.


"Powrót Jedi"
W porównaniu z tym kameralnym, bezbłędnie wygranym aktem nawrócenia scena rozpaczy Vadera w "Zemście Sithów" na wieść o śmierci Amidali (podkreślona niezamierzenie śmiesznym "Noooooooooooo!") wypada po prostu blado. Z kolei scena w "Powrocie Jedi", kiedy Luke na życzenie umierającego ojca pomaga mu zdjąć znienawidzony hełm, stanowi wzruszające dopełnienie ponownego "uczłowieczenia" Vadera, pragnącego po raz pierwszy spojrzeć na swojego potomka własnymi oczami, należącymi de facto do brytyjskiego aktora Sebastiana Shawa.

Wróćmy jednak do kwestii niezwykle ważnej dla wizerunku Mrocznego Lorda, mianowicie do jego głosu. Prawdą jest, że David Prowse przez lata nie mógł się pogodzić z faktem, że został "zdubbingowany". Początkowo George Lucas planował, aby Vader przemawiał głosem Orsona Wellesa, jednak szybko porzucił ten zamysł, poszukując nieco mniej oczywistego timbre. Wybór padł na Jamesa Earla Jonesa, który – jak wieść gminna niesie – był jedynym czarnoskórym aktorem zaangażowanym do "Nowej nadziei", co poniekąd miało pozyskać sympatię określonej grupy odbiorców.

Zgodnie z sugestiami reżysera, Jones miał jednak odpowiednio modulować swój głos, aby brzmiał bardziej… neutralnie. Na szczęście w kolejnych epizodach cyklu Lucas zdecydował się w pełni wykorzystać naturalny baryton artysty. Co ciekawe, w latach premiery IV i V odsłony "Gwiezdnych wojen" nazwisko Jonesa nie pojawiało się na ekranie, zgodnie z życzeniem samego aktora, który skromnie twierdził, że jego zasługi w powstawaniu tych dzieł są po prostu (sic!) zbyt małe. Abstrahując ujmującą pokorę Jamesa Earla, korekta czołówki została uwzględniona w 1997 roku, wraz ze specjalną (re)edycją "starej" trylogii.

Mówi mi Vader

Popkulturową legendę Czarnego Lorda niezmiennie podtrzymują kolejne wydania książek, komiksów, gier komputerowych oraz szeroko rozumiana branża kolekcjonerska bazująca na fenomenie "Star Wars". O tym, że Darth na dobre zagościł w naszej codzienności, mogą świadczyć także niezliczone próby ocieplenia jego surowego wizerunku: Vader w wersji Hello-Kitty czy jako "twarz" napoju Pepsi Energy Cola są tego dobrymi, choć nie jedynymi przecież przykładami. W komiksie "Darth Vader and Son" Jeffreya Browna tytułowy bohater ukazany jest jako (nie)zwyczajny ojciec, z zaangażowaniem próbujący dobrze wychowywać swojego syna. W "Powrocie do przyszłości" (1985) Roberta Zemeckisa Marty McFly (Michael J. Fox), aby wywołać odpowiedni efekt grozy, podawał się za "Dartha Vadera z planety Wulkan". Rick Moranis grający Lorda Mrocznego Hełmofona w "Kosmicznych jajach" (1987) Mela Brooksa to klasyk humorystycznych interpretacji tej złowieszczej persony, podobnie jak specjalne odcinki animowanego serialu "Robot Chicken" (2005-) poświęcone Lucasowskiej sadze. W "Pogoni za Amy" (1997) Kevina Smitha Hooper (Dwight Ewell) wyraża dezaprobatę z faktu, że "najczarniejszy brat w całej galaktyce" okazuje się w finale cherlawym, starym białasem.



Rodzimy klasyk ciężkiego grania z dumą przyjął imię potężnego Sitha (nie mówiąc już o pewnym chrząszczu z rodziny Agathidium), którego hełm posłużył za wzór groteski zdobiącej Katedrę Narodową w Waszyngtonie. Vader, stanowiący dla wielu psychiatrów wdzięczny przykład granicznego zaburzenia osobowości, stał się także idealnym memem, a to wygłaszając płomienną przemowę jako Adolf Hitler, a to dołączając do tria Churchill-Stalin-Roosevelt na słynnej fotografii z konferencji w Teheranie lub, jak w przypadku obrazu "The Prophets" Cedrica Chambersa, niosąc ciało Chrystusa na tle zgliszczy po World Trade Center. Wielu komików i satyryków chętnie przyrównuje najbardziej bezwzględnych polityków do Czarnego Lorda – wystarczy przywołać pierwszy z brzegu przykład wiceprezydenta Dicka Cheneya, "Dartha Vadera administracji Busha". Ukryte pod błyszczącym hełmem okaleczone oblicze byłego Jedi niezmiennie fascynuje, ale i przeraża, przypominając, że mechaniczna skorupa jest jedynie wehikułem ludzkiego zła, a nie jego źródłem. Nic dziwnego, że największy astmatyk z odległej galaktyki w pełni zasłużył (wedle Amerykańskiego Instytutu Filmowego) na trzecie miejsce na liście największych złoczyńców X muzy, zaraz za Hannibalem Lecterem i Normanem Batesem.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones